Nie czytałem Mickiewicza,
zwyczajnie mnie nudził.
Zamiast tego wolałem
palić szlugi za winklem,
pić jabola w parku
i czytać beatników.
Nie czytałem Słowackiego,
nie zdobył mojego szacunku,
bo chciał być jak Mickiewicz.
O wiele bardziej wolałem
słuchać Pana Mietka
i dawać mu drobne
na opowieści i mocne browary.
Wolałem tych prawdziwych,
namacalnych wieszczów spod „Żabki”:
Kierowników, Szefów, Wodzów.
Zawsze ciekawił mnie ich los:
co sprawiło, że znaleźli się tam,
gdzie są teraz?
Tylko od nich
mogłem dowiedzieć się,
jak uniknąć miejsca,
w którym stoją,
jak uniknąć błędów,
o których chcą teraz zapomnieć
z każdą kroplą wypitego potu
i z każdym złamanym karkiem
pod ciężarem bólu.
Ta pustka w ich szarych oczach
wydawała mi się jedyną prawdziwą rzeczą
w tym ogólnym zakłamaniu.
Zacząłem czytać Mickiewicza
i dumać nad Słowackim.
Na to nigdy nie jest za późno.
Londyn, 8.10.18