Dominanta domowego ogniska
rzuciła blask na domatorów.
Pierwszy, gładki i lśniący,
domagał się oczu z kryształów
do migdalenia srebrnej powłoki.
„Modnie!...” – rzekł drugi,
zdejmując okulary i skrył się w sarkazm,
odwracając wzrok skromnie
Do mozolnego i zagaił,
lecz ten „i” nad „kropką” przechylił,
„Na zdrowie!” – wyczkał
i do miliona wymodlił.
Do M od mieszkania wrócił
czwartego domatora,
który z dumą w zadumie rzekł:
„Bezdomny jednak jestem”.